poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Dziadek

Być może ten post nie powinien zaistnieć, być może jest zbyt osobisty. Chcę tylko powiedzieć, że rozpoczął się najgorszy tydzień mojego dotychczasowego życia, dlatego pewnie zaniedbuje bloga. Egzaminy to pikuś w porównaniu z tym co na nie naszło. Bierzmowanie w ciągu egzaminów to wciąż mało. Nawet zapalenie uszu (obu) w tym samym czasie można przecierpieć. Ale fakt, że dziadek odszedł właśnie teraz kompletnie wywraca świat do góry nogami. Jak to jest, że wszystko to co miało być trudne okazało się być niczym w porównaniu z całością? Czy życie musi być zlepkiem niepowodzeń, plątaniną niepożądanych zdarzeń? Tak, wiedziałam, że to będzie ciężki rok, ale, że aż tak? Ach, Boże daj nam wszystkim siłę.
Czy można w ogóle jakoś rozsądnie i odpowiednio podejść do śmierci? Oczywiście, że nie! Wszyscy znamy te tradycyjne śpiewki - przeżył swoje; tam jest lepiej; tam jest dobrze, nie boli, nie cierpi; przyszła jego pora; on pozostaje w naszych sercach - ale i tak boli. Bo to zawsze boli, bez względu na to jak i kiedy, śmierć bliskiej osoby boli.
Kiedyś byłam wielką fanką sagi Zmierzch. Ta cała wampiro-mania, namiętność i pożądanie, zabójcza miłość to wszystko kiedyś brzmiało pięknie, dzisiaj dość tandetnie, ale jedno z taj sagi wyniosłam. Zdanie, które popierać będę zawsze "Śmierć jest spokojna, łatwa. Życie jest trudniejsze." Może sam moment oczekiwania na nią jest ciężki, ale gdy ona zabiera cię już, gdy dusza przekracza granicę otwiera się przed nią coś co było zbyt piękne i jasne dla pojęcia ludzkiego. Lub według niektórych jest to wieczny spokojny sen. Jakkolwiek tego nie nazwą, i jakkolwiek to nie wygląda, nie ma tam trudów ziemskiej tułaczki. My pozostajemy i my czujemy pustkę, stratę, my płaczemy, cierpimy... Och dziadku, oby to było prawdą. Śpij spokojnie.


O śmierci bez przesady
Nie zna się na żartach,
na gwiazdach, na mostach,
na tkactwie, na górnictwie, na uprawie roli,

na budowie okrętów i pieczeniu ciasta.

W nasze rozmowy o planach na jutro
wtrąca swoje ostatnie słowo
nie na temat.

Nie umie nawet tego,
co bezpośrednio łączy się z jej fachem:
ani grobu wykopać,
ani trumny sklecić,
ani sprzątnąć po sobie.

Zajęta zabijaniem,
robi to niezdarnie,
bez systemu i wprawy.
Jakby na każdym z nas uczyła się dopiero.

Tryumfy tryumfami,
ale ileż klęsk,

ciosów chybionych
i prób podejmowanych od nowa!



Czasami brak jej siły,
żeby strącić muchę z powietrza.
Z niejedną gąsienicą
przegrywa wyścig w pełzaniu.

Te wszystkie bulwy, strąki,
czułki, płetwy, tchawki,
pióra godowe i zimowa sierść
świadczą o zaległościach
w jej marudnej pracy.

Zła wola nie wystarcza
i nawet nasza pomoc w wojnach i przewrotach,
to, jak dotąd, za mało.


Serca stukają w jajkach.
Rosną szkielety niemowląt.
Nasiona dorabiają się dwóch pierwszych listków,
a często i wysokich drzew na horyzoncie.

Kto twierdzi, że jest wszechmocna,
sam jest żywym dowodem,
że wszechmocna nie jest.

Nie ma takiego życia,
które by choć przez chwilę
nie było nieśmiertelne.

Śmierć
zawsze o tę chwilę przybywa spóźniona.

Na próżno szarpie klamką
niewidzialnych drzwi.
Kto ile zdążył,
tego mu cofnąć nie może.


Wisława Szymborska


No i co zrobią te biedne wiejskie koty, gdy Dziadek już ich nie pogłaszcze?

5 komentarzy:

  1. Będzie dobrze, dasz radę!
    Zostałaś nominowana do liebster awrods

    OdpowiedzUsuń
  2. Myślę, że dobrze, że opublikowałaś tego posta, bo chyba trochę Ci ulżyło takie "wygadanie się" :) Trzymaj się :*

    teenagers-troubles.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń