środa, 3 stycznia 2018

Gimnazjum - niebezpieczeństwo czy też szansa na zmianę?

Ola - pochodzi z trudnej rodziny. Rodzice byli bardzo młodzi kiedy została poczęta. W rezultacie wychowuje ją jej babcia.
Tomek - trochę szalony, czasem niegrzeczny, ale sprytny i inteligentny chłopiec. Mieszka z mamą i siostrą, ojciec rozstał się z matką i wyjechał za granicę.
Emilia i Marysia - zwyczajne dziewczynki,  koleżanki z jednej ławki
Wiktoria - grzeczna i pracowita. Jej mama nie pracuje i prawie co drugi dzień odwiedza szkołę córki. Za każdym razem przynosi kwiatki albo czekoladki dla nauczycieli.
Wojtek - dość niezadbany chłopak z ADHD, mało zdolny i nielubiany.

Oto kilka osób z czwartej klasy B w pewnej polskiej podstawówce. Posłuchajcie ich historii.

Dzieciaki zdają do czwartej klasy a zatem dostają nowego wychowawcę, to Pani Mariola. Kobieta jest już w podeszłym wieku, to surowa i nieobiektywna nauczycielka. Bardzo szybko umiała ocenić dzieci i przykleić im "etykietki". Od początku wiedziała, że z Oli nie wyrośnie nic dobrego. Była pewnie przekonana, że dziewczynka podzieli losy rodziców. Ba! Uważała, że na porażkę skazani są nawet ci, którzy ją lubią. W końcu "kto z kim przystaje, ten takim się staje", nieprawdaż? Niestety z Olą trzymały Emilia i Marysia. Dlatego te dziewczynki też nie trafiły w łaski Pani Marioli. Nie dostawały u niej dobrych ocen i bardzo widocznie były przez nią nielubiane. Pani Mariola była dość ostentacyjna. Nie przejmowały ją łzy Emilki, kiedy została niesłusznie oceniona, nie krępowała się nawet być niemiłą dla rodziców Marysi. Tymczasem z mamą Wiktorii bardzo się lubiła. A sama Wiktoria była najlepszą uczennicą w klasie. I podobnie jak  w przypadku Oli. Pani Mariola lubiła również koleżanki Wiktorii, uważała, że nawet jeśli nie są mądre, to przynajmniej mają dobry gust i będą wzrastać przy Wiktorii. Jeśli chodzi o Tomka to Pani Mariola powiedziała kiedyś, że pochodzi on z patologicznej rodziny i skończy w kryminale. Jakież to było przykre. W końcu
Tomek był na prawdę mądrym i błyskotliwym chłopcem. Kiedyś Emilia i Tomek zauroczyli się w sobie. Ich związek, jak na tak młody wiek, trwał dość długo. W końcu byli ze sobą aż dwa miesiące! Tomek  bardzo lubił Emilię i obiecywał jej że kiedyś ją poślubi. Któregoś razu Tomek nawet ucałował Emilię w usta. Był to krótki, niewinny buziak, całus w kącik ust. Niestety widzieli to inni uczniowie i szybko  po szkole rozeszły się plotki o małych zakochanych. Pani Mariola nie pozostała obojętna i wezwała rodziców Emilii. Choć może nie zachowała się w tedy źle i może postąpiła słusznie to właśnie wtedy padły słowa o patologii Tomka. To oznaczało definitywny koniec tego "związku". Emilia pochodziła z dobrej rodziny i choć rodzice nie zakazali jej wprost tego związku, to w tym wieku żadne uczucia nie są warte takiego zamieszania i wstydu wobec rodziny i nauczycieli. Wezwanie rodziców do szkoły to w tym wieku ogromna tragedia. Rok później Tomka  nie było już w tej szkole. Mówiło się, że to Pani Mariola go wyrzuciła. I choć może nie było to prawdą, to z pewnością Pani  Mariola go nie zatrzymywała. Jeśli zaś chodzi o Wojtka to nie lubiła go cała klasa. Był typowym kozłem ofiarnym. Nie miał szans na przyjaźnie w tej klasie, a nawet w całej szkole.

W szóstej klasie Emilię dostrzegła Pani z matematyki i poprowadziła ją do konkursu z tego przedmiotu. Emilia wygrała owy konkurs i wtedy właśnie zrozumiała, że wcale nie jest przeciętną, raczej słabszą, niż lepszą uczennicą. Zrozumiała, że jeśli zechce to podbije cały świat. Zrozumiała że może wiele, że nie jest nikim.

Podstawówka się skończyła i dzieci rozeszły się po gimnazjach. Ich losy potoczyły się już bardzo różnie. Dla większości był to nowy start, była to szansa na lepsze. Mogli sobie wyrobić nowe opinie w nowych środowiskach, swoje "etykietki" pozostawili w podstawówce. Niestety dla niektórych i to było za późno. Ola musiała przejść jeszcze długą drogę zanim stanęła twardo na swoich nogach. Po skończeniu podstawówki chyba nie do końca czuła swoją wartość, dlatego nie szanowała siebie i pozwoliła by również inni jej nie szanowali. Myślę jednak, że i jej udało się wygrać tę wojnę i także ona odnalazła swoją zatraconą wartość. I nie powieliła losów rodziców. Choć było blisko, jej historia potoczyła się swoim własnym torem. Za późno okazało się również dla Tomka, któremu już nigdy nie było dane odnaleźć swojej wartości.  Już na zawsze pozostał całkiem sam, zagubiony w świecie etykietek i nieobiektywnych osądów, w którym ukojenie przynosiły mu już tylko narkotyki. Nie, nie skończył w kryminale jak wróżyła mu Pani Mariola.
Popełnił samobójstwo.
I to już koniec czarnej strony tej historii. Czas na lepsze wiadomości. Wojtek w nowej szkole znalazł sobie kolegów. Raptem okazało się że mimo swoich wad może być lubianą duszą towarzystwa. Marysia dopiero w gimnazjum okazała się być wzorową uczennicą. To tam uzyskała swoje pierwsze czerwone paski, o których mogła tylko pomarzyć w podstawówce. I ona i Emilka poszły do najlepszych szkół średnich w mieście. Teraz obie studiują. Emilia miała to szczęście że trafiła na dobrego człowieka podczas swojej edukacji. Marysi z kolei udało się wywalczyć swoją pozycję. Wiktoria, która zawsze wszystko  miała za darmo, teraz musiała zacząć pracować równie mocno co inne dzieci by osiągnąć szczyty. I wbrew pozorom, wcale nie była grzeczniutką, wzorową uczennicą. Okazało się, że gdy mama nie patrzy to dziewczyna potrafi być wulgarna a nawet agresywna choć chodziła do najlepszego gimnazjum w mieście razem z Emilią. Po prostu do tej pory wszystko dostawała za nic, teraz musiała nauczyć się pracy. I wcale nie wyszła na tym źle, bo przecież jak inaczej nauczyć się żyć, jak nie przez prawdziwe życie właśnie?

Jak bardzo inne mogłyby być losy tych wszystkich dzieci, gdyby Pani Mariola była obiektywna? I gdyby umiała wyciągnąć do nich pomocną dłoń? Kiedyś rozmawiałam z jedną nauczycielką która znała klasę B. Zawsze była bardzo empatyczna i miła. Dostrzegała dobro w każdym, zupełnie inaczej niż Pani Mariola. I ta nauczycielka podczas naszej rozmowy po latach powiedziała o Oli "podstawówka, to był czas kiedy ona swoją postawą wołała o pomoc (...) to był czas kiedy ktoś powinien jej pomóc."... a nie przypinać etykiety.


Dobrze jest jeżeli dziecko jest lubiane przez uczniów i nauczycieli. Wtedy może lecieć na swojej opinii nawet przez 8 lat. Ba! Dla takiego dziecka zmiana szkoły to faktycznie makabra. Musi na nowo wyrobić sobie dobrą opinię wśród nauczycieli i znaleźć nowych znajomych. Ale dla tych wszystkich dzieci, które nie miały tyle szczęścia, to jest właśnie nowa szansa...

Emilia po latach mówi:"Wiecie kim bym była gdybym na najważniejsze lata mojego dojrzewania emocjonalnego została dalej w tamtej podstawówce i nie spotkała na swojej drodze nauczycielki matematyki? Na pewno bym teraz nie studiowała informatyki. Może kończyłabym zawodówkę....Na pewno nie czułabym się silna, mądra i niezależna, ponieważ będąc tam myślałam że jestem tylko słabiutką i głupiutką 'przeciętniaczką'. Choć swoją podstawówkę zawsze wspominałam dobrze, bo był to okres ciepła, radości i dziecięcej swawoli. Chociaż uważałam ją nawet za najlepszą szkołę na całym świecie i jak wszyscy żałowałam że muszę ją tak szybko opuścić, to teraz, z biegiem czasu wiem już jak duże znaczenie w moim życiu miała ta zmiana. Bo etykietki są wszędzie..."

...Moi drodzy w każdej nawet najlepszej szkole, trafi się kiedyś nieobiektywny nauczyciel lub choćby uczeń. A jedyną ucieczką od etykietek jest często zmiana całego środowiska. Nowy start. Zaś alkohol, papierosy, przemoc i cała ta rzekoma "gimnazjalna demoralizacja"... myślicie że to nie istnieje w podstawówce? Patrząc teraz na mojego młodszego brata, który właśnie został w podstawówce i słuchając jego opowieści, odnoszę wrażenie że te wszystkie używki pojawiają się tu szybciej niż w gimnazjum. Bo paradoksalnie w gimnazjum, choć każdy poczuł się dorosły, to najpierw potrzebował przecież dodatkowego czasu na zaaklimatyzowanie się, poznanie nowego towarzystwa i dopiero potem rozwinięcie skrzydeł. W podstawówce dzieciaki znają się już bardzo dobrze. Znają środowisko i nie boją się już tak bardzo starych nauczycieli. Znają też swoje pozycje. Wiedzą kto jest kim, kto jest silniejszy, kto ma jaką paczkę. Ba! Zostając na swoich starych osiedlach znają już doskonale różne miejsca schadzek i tak zwanych met. Cóż więc ma im przeszkodzić w sięgnięciu po to wszystko co dla każdego nastolatka (bez względu na szkołę) jest pożądanym zakazanym owocem? 


Wszyscy pewnie znamy i słyszeliśmy też liczne zalety usunięcia gimnazjów i wiele historii przekonujących nas o tym, że to była dobra decyzja. Ja tylko chciałabym teraz apelować do wszystkich rodziców, opiekunów starszego rodzeństwa... to że dziecko zostaje na "starych śmieciach" wcale nie oznacza że jest bezpieczne i że można na nie przymrużyć oko, mniej się interesować, mniej pilnować. Na młodych ludzi zawsze będą czyhały różne i te same niebezpieczeństwa, bo jest to wiek kiedy poznaje się świat, kiedy się go zaczyna kosztować. Bez względu na szkołę. Usunięcie gimnazjów, jak widzicie, nie sprawi że wasze dzieci będą teraz bezpieczne i uziemione. W niektórych przypadkach może wywołać wręcz odwrotny efekt. Więc nie traćcie czujności. Nie olewajcie swoich dzieci. Często jedyną pomocą dla nich jesteśmy tylko My - ich bliscy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz